Laptopy, myspace i czaty internetowe. Metro, limuzyny, XXI-wieczna pogoń za sławą i sukcesem zawodowym. To realia w których rozgrywa się współczesna wersja znanej baśni "Piękna i Bestia".
W dobie mody na Harrego Pottera, wampiry, od biedy na wilkołaki, Alex Flinn postanowiła pójść pod prąd i zająć się tematem co najmniej niemodnym. Czy jakieś dziecko sięga jeszcze po bajki, którymi zachwycali się ich rodzice? Czy dla młodych osób z klas licealnych zajrzenie do książki o... Bestii nie będzie towarzyskim foux pas? Okazuje się, że można, czerpiąc z "źródła" - bajek sprzed lat, stworzyć opowieść, która zachwyci niejednego nastolatka, a nie będzie przy tym przysłowiowym "mózgojadem".
Bez zbędnego moralizatorstwa, Flinn pokazuje, co w życiu uważa za najważniejsze, w myśl zasady Saint Exupery, "najważniejsze jest niewidoczne dla oczu". Temat z jednej strony dość banalny i ograny, z drugiej - takich tematów nigdy za wiele. Zwłaszcza, że bajka napisana jest językiem łatwym, lekkim i przyjemnym, bez nadęcia i zbędnych aspiracji do dzieła sztuki.
Rzecz dzieje się we współczesnym, Nowym Jorku, gdzie bogaty, przystojny i bardzo rozpuszczony nastolatek zostaje przemieniony w tytułową "Bestię". Ma dwa lata na odnalezienie siebie, na odnalezienie miłości, na odnalezienie tego, co najważniejsze.
Czy mu się uda? Dodam, że w książce nie wszystko kończy się happy endem, ale to już temat na inną bajkę...
Na podstawie powieści Flinn powstał w 2011 roku film, którego zdecydowanie nie polecam.
Więcej o książce znajdziecie TUTAJ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz