wtorek, 13 lipca 2010

Crystal Castles

Wystylizowani, z nieznośną manierą a jednocześnie... muzycznie doskonali. Tak jak ich drugi album, ponownie nazywający się... Crystal Castles.

Debiutowali dwa lata temu, prostą, taneczną, 8-bitową muzyką. Raczej to proste, popowe, a jednocześnie niszowe i ze zdolnością do docierania do mas. Czyli przepis na sukces. Jednak takich debiutanckich płyt historia muzyki alternatywnej zna mnóstwo. Zazwyczaj drugi krążek bywa początkiem końca.

O Crystal Castles wspomina się jednak właśnie dlatego, że są wyjątkiem od tej reguły. Włączając drugie dzieło Kanadyjczyków, przygotujcie się przede wszystkim na to, że będzie głośno. Bardzo głośno. Tę muzykę można by bowiem podsumować słowami: olbrzymi ładunek wściekłości i... energii. Ta cecha zbliżałaby muzykę CC do punk rocka, gdyby nie to, że jest bardzo elektroniczna, oni wprost bawią się współczesną techniką. Chociażby rozpoczynający płytę "Fainting Spells" wita nas maksymalnie przetworzonym głosem wokalistki, Alice Glass. Z drugiej strony ani na moment nie zapominają o tym, by było surowo i bardzo... hiciarsko.

Muzycy w wywiadach opowiadają, że nie do końca panują nad "bałaganem", który tworzą wokół siebie. I taka jest też ta płyta - z jednej strony bałaganiarska, chaotyczna i "brudna", a jednak pełna hitów.

1 komentarz:

  1. `olbrzymi ładunek wściekłości` - jak dla mnie jest dość spokojnie. może poza doe deer.

    OdpowiedzUsuń